Po kilku dniach w Tokio wyruszyłam w dalszą drogę, na zachód Japonii. Dziś rano wsiadłam do shinkansenu i przez Himeji dojechałam do Hiroszimy.
Dla osób zainteresowanych tematem superszybkich pociągów wspomnę, że jechałam z Tokio do Himeji półtorej godziny (dokładnie), a mapa Google pokazuje odległość 572 km. Kiedy będziecie liczyć średnia prędkość, pamiętajcie, ze na każdej stacji pociąg zatrzymuje się na kilka minut, co skraca rzeczywisty czas przejazdu. No i hamowanie oraz przyspieszanie.
W pociągu jest podobnie jak w naszych intercity, choć akurat pojazdy, którymi dziś jechałam, były starszej daty, wiec wyposażenie też maja nienajnowsze wzornictwo. Poza tym czuć było prędkość, a tory w wielu miejscach były wyraźnie nachylone (bardziej niż na drodze Pendolino). Mocno też huczało, więc jeśli miałabym do czegoś porównywać to doświadczenie, to do lotu samolotem.
Na mój kanał wrzuciłam filmik z takimi właśnie pociągami, które podglądałam sama już siedząc na moim miejscu przy oknie. Zajrzyjcie przez ten link: https://youtu.be/SBeCJmXw5eQ?si=3PrIMdHgRSWaazoj
Himeji to miasto, które zostało zburzone i odbudowane po II wojnie światowej, ale szczęśliwie żadna bomba nie trafiła zamku. Właśnie dlatego można go teraz zwiedzać i podziwiać konstrukcje oraz aranżacje przestrzeni. Być może słyszeliście o tym, że podejście pod zamek samurajski było trudnym zadaniem, bo nawet jeśli atakujący przedostali się przez fosy, to trafiali potem pomiędzy mury na ścieżkach prowadzących do głównego budynku (donżonu) gdzie byli wystawieni obrońcom jak na dłoni, bez możliwości schowania się. Dziś zobaczyłam to na własne oczy (a na dole wrzucam zdjęcia). Jestem pd dużym wrażeniem, naprawdę.
Obok zamku są ogrody zaaranżowane w różnych stylach, a w ich sztucznych strumieniach i stawach pływają tłumny karpi koi. Osobno jest ich 350. Ja mogę potwierdzić, zże na pewno dużo :)
Wśród ogrodów kryje się tez pawilon herbaciany, w którym można wstąpić na poczęstunek - słodycze i czarkę "słabej" herbaty, usucha. Było to dla mnie podwójnie przyjemne, bo nie dość, że usiadłam na matach jak w moim, macierzystym, krakowskim pawilonie, to jeszcze gorąca herbata była dziś naprawdę wyjątkowo pożyteczna. O tym nie wspomniałam, ale pogoda była dziś taka, że mogłabym się zastanawiać, czy zwiedzam Japonię czy Szkocję ;P Cały dzień mżyło na zmianę z siąpieniem, choć ogólnie było w miarę ciepło. Jeśli jednak doda się do tego chodzenie bez butów po drewnianych podłogach zamku, to możecie sobie wyobrazić, jak przyjemnie rozgrzewał ciepły napój :)
No, dobrze. Pora na zdjęcia ;)







Chodzenie w samych skarpetkach, jak na polu mokra zima, wydaje mi się doświadczeniem 100% japońskim. ;) Przynajmniej tak to wygląda na drzeworytach, hehe.